poniedziałek, 2 listopada 2015

Krócej

Nie widać chyba, ale kocham skracać.
Nie jestem pewny dlaczego.
Jest to szybsze i wymaga uwagi czytającego.
Zależy mi na niedopowiedzeniu, bo daje to wolność.
Rodzi to niezrozumienie.
Szkoda.

wtorek, 6 października 2015

Zabijanie racjonalizmu

Dlaczego nikogo w tym tygodniu nie zabiłeś? Chyba, że zabiłeś, wtedy nie ma pytania. Ale jeśliś bez krwi na rękach, to tak właściwie – dlaczego? (Nie pytam o kradzież i oszustwo, bo nie chcę zupełnie was wyłączać z dyskusji ;*)
Oczywiście ewolucjoniści dadzą wyjaśnienie ewolucyjne, kreacjoniści – kreacyjne, skądś się u nas wzięło sumienie. Nie o to jednak pytam. Wszyscy jesteśmy ludźmi racjonalnymi, tak? Oczywiście, że nie, nie zawsze co najmniej, ale racjonalizm jest pewnym ideałem, podobno, gdyby każdy do niego chociaż dążył, świat byłby lepszy.
Dlaczego zatem nie zabiłeś? Bo nie lubisz zabijania? Jest to jakiś powód, ale nie różni się w swojej wartości od „nie bo nie”. Jeśli zabicie kogoś dałoby ci zysk to czy nie należałoby przezwyciężyć swoich wydumanych antypatii?
Rodzice cię tak dobrze wychowali? Cudownie się składa i szczerzę się cieszę. Czyż jednak jako dorosły nie powinno być cię stać na to by zakwestionować warunkowanie któremu zostałeś poddany? Przecież rodzice nie są nieomylni, ba, czasami mylą się fundamentalnie. Rodzice mogą być rasistami, nazistami, komunistami, lub co gorsza korwinistami. Cóż za straszliwy świat bezwolnych programowanych ludzi, odziedziczających tylko swoje poglądy i sposoby na życie. Gdybyśmy wszyscy byli niewolnikami przekonań rodziców do dziś mieszkalibyśmy, zgodnie z wychowaniem, w jaskiniach, i wędrowali przez całe życie w poszukiwaniu pożywienia.
Nie, wychowanie to żaden argument, nawet jeśli przez przypadek da nam dobre rezultaty.
Społeczeństwo korzysta na moim sprawnym sumieniu – ktoś mógłby wypalić. Pełna zgoda. Jako społeczności opłaca nam się nie mordować siebie wzajemnie. Jednostka jednak ma z tego w porównaniu niewiele. Traci wszelką korzyść z zabijania na rzecz społecznego statusu quo, który u nas jest świetny, na zachodzie jeszcze lepszy. W krajach biedniejszych jednak...
Zabijając jednostka przecież nie musi i najprawdopodobniej nie spowoduje rozpadu społeczeństwa. Ryzyko tej straty jest o wiele, wiele mniejsze niż ryzyko złapania przez stróżów porządku.
Bohaterscy policjanci zatem są jedyną tamą na racjonalności. Dzięki temu, że ścigają morderców nie opłaca się mordować.
Nie do końca. Jest to utrudnienie, raczej przeszkoda techniczna, którą można przezwyciężyć. Czy zatem dylemat mordować – nie mordować ma rozwiązanie na tyle straszne co racjonalne?
Tak. Jak to mówią, kraść, zabijać, nic się nie bać.
Nie zabijamy jednak i nie kradniemy, nie w takiej skali przynajmniej jaka byłaby dla społeczeństwa druzgocąca. Wracam do pytania dlaczego?
Bo coś lub ktoś nam każe. Nie ma takiego rozumowania które by nas samych odwiodło od zła. Jesteśmy ukształtowani przez ewolucje i przez ewolucyjny przypadek wyposażeni w sumienie. Jesteśmy warunkowani przez naszych rodziców byśmy wiedzieli co złe. Jesteśmy zmuszani przez społeczeństwo do posłuszeństwa jego regułom. Możemy też być posłuszni Bogu (chociażby temu „żydowskiemu”)
Powody nie mają znaczenia. Nie ma lepszego ani gorszego powodu. Bez względu na nie postępujemy nie do końca racjonalnie. Wychodzi nam z tego świat bez sporej części zła. Nie bądźmy zatem racjonalni, nie zawsze co najmniej. Nie czcijmy racjonalizmu. Czasami sobie odpuśćmy.

środa, 26 sierpnia 2015

Nie kij się liczy a technika

Referenda. Są fajne. Zabawne. Miłe dla serca demokraty i większości przeciętnych obywateli.
Jak nie kochać tych wspaniałych złudzeń posiadania władzy?
Politycy ostatnio pokochali je zupełnie niespodziewaną, gorącą miłością, i jak to politycy zaczęli się nimi okładać bez żadnych hamulców.
Właśnie o tym chciałbym wspomnieć. Politycy się okładają. Biorą byle jakie kije i się biją. Nie ważne, że kij krzywy, brzydki i śmierdzi. Byleby dowalić.
Referenda świetny przykład – PO rękami pana Komorowskiego w tym czasie jeszcze urzędującego prezydenta ustaliło referendum pierwsze. Oczywiście tylko po to by zwiększyć szansę na wygranie wyborów, co cała opozycja cały czas przypominała. W internecie huczało, ale tutaj huczy zawsze. Wszyscy chcieli się dopisać, zostali zbyci. Oczywiście.
Urzędujący prezydent się zmienił, pan Duda zrobił dokładnie to samo co poprzednik. Obóz jeszcze rządzący nagle zaczął mówić dokładnie to samo co opozycja jeszcze miesiąc temu, a opozycja to co rząd. Wszyscy próbują się dopisać i zapewne nikt dopisany nie będzie.
To wszystko wiemy. Co jest ważne to to, że nikt z obu obozów nawet się nie zająknął, że to jest absurdalna hipokryzja. Wzięli kije i się biją.
Publika, czyli my przyczepiła się do jednego z bokserskich grup i się trzymamy, podniecając się tą tanią walką dobra ze złem.
Przestańcie proszę. Tu nie o lepsze i gorsze chodzi. Tu chodzi o bezwzględna walkę. Jakie te ciosy są brudne, jak nisko można upaść – to jest prawdziwa Polska rywalizacja. I osobiście – nie mam nic przeciwko.
Tak jak nie mam nic przeciwko gdy oglądam brutalność w filmie.
Polecam.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Ekscentryczny nauczyciel muzyki doprowadził do śmierci ucznia?

Czyli, czy Fletcher przesadzał? (Mowa oczywiście o filmie „Whiplash”)
Odpowiedź nasuwa się sama – przecież jego uczeń zabił się przez depresję i nerwicę jakich nabawił się pod czułą opieką muzyka. Śmierci się nie ignoruje.
Osobiście do takiej ignorancji zachęcam.
Fletcher nie zrobił nic złego. Ściślej, nie zrobił niczego co zmuszało ambitnych, młodych do pozostania pod jego opieką. Scena gdy bije Neimanna w pożądanym tempie. Co dokładnie zatrzymało perkusistę przed samoobroną, sprzeciwem i wyjściem z sali? On sam. Fletcher nawet by go nie tknął.
To ambicje przewyższające możliwości zabiły tego chłopaka. Dokładnie to widać w zachowaniu głównego bohatera, który chcąc zdążyć na koncert wpakowuję się w potencjalnie śmiertelny wypadek samochodowy.
Krew, pot i łzy (poniekąd nudne i oklepane), śmierć poprzednika i cudem przeżyty wypadek to wszystko było ryzykiem, które trzeba czasami podjąć za samą szansę bycia wielkim. Nie wszyscy są wstanie je podjąć. Nie wszyscy mają tyle sił. Nie wszyscy przecież są wielcy.
Najważniejsze jest to by wzbijać się ponad tłum racjonalnie. Ze świadomością swoich ograniczeń, psychicznych i fizycznych. Ten film mówi, że nie można pozwolić sobie na bezmyślność.
Jeśli znajdujemy się na tyle wysoko, że upadek może nas zabić lepiej uważnie stawiajmy stopy. I nie bójmy się zawrócić. Żyjąc mamy kolejną szansę.

Ale, ale... Przecież zginął człowiek!
No i co? Nie da się zrobić omletu bez stłuczenia paru jajek.

środa, 19 sierpnia 2015

Prosto w twarz

Twórca skrajnie chujowy wydaje coś przeciętnego i twórca świetny wydaje coś przeciętnego.
The Dark Knight Rises to gówno.
W tym świecie.
Do widzenia.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Nienawiść do nienawiści


Nienawiść jest szkodliwa. Nie jest w dobrym tonie. Pozytywny przekaz ponad wszystko. Miłość, poczucie wspólnoty...
Nieprawda. Nienawiść, taka prosta, codzienna, nie staje się ani trochę mniej popularna. Modne za to stało się nienawidzenie nienawiści. Ktoś wziął nauczanie Jezusa, czy tam Buddy (Jezus ma w Polsce słabych ludzi od PR) i wyrzucił z niego belkę i źdźbło. Mówiąc dosadniej – przetłumaczyliśmy sobie „kochaj bliźniego” na „kochaj bliźniego albo wieprdol”. (o tym nawet ktoś piosenkę nagrał, niby śmiesznie ale chyba na poważnie ;_;)
To nie wszystko. Nienawiść do nienawiści to być może rzecz pozytywna (choć ja tam z absurdów zdecydowanie wolę seks dla czystości) to nie na tym się kończy. Wszystko co złe trzeba jebać. Zapierdolić na miejscu łopatą. Tylko dobro chuje!
Papierosy są złe. Jebać palaczy. Ci debile najpierw się trują a potem mają raka. Dobrze im tak niech zdychają. I jeszcze śmierdzą! Prędzej wyruchałbym zgniły schab niż palacza...
Jebane lewactwo.
Pierdolony katotaliban.
Spierdolone ksenofoby.
Śmierdzące chujem cebulaki.
Z jednym z powyższych mniej więcej się zgadzam (kto zgadnie z którym?).Wstydzę się tego, od stosunkowo niedawna. Wszystko to jest przerażające i smutne. Nawet jeśli słuszne.
Reagujemy na zło. Bardzo ładnie! Tak naprawdę jednak karmimy pogardą dla gorszych swoje własne ego. Poczuć się lepszym! Czysta przyjemność.
Nadstawić policzek jest za to bardzo trudno. Nie wiem czy istnieje trudniejsza nauka dla normalnego człowieka, nie oderwanego od świata, ludzi i siebie mnicha. Nie potrafię uzasadnić trudnej postawy nie potępiania, bo w końcu nasze „grzechy” to nic w porównaniu z innymi, a Boga i tak nie ma.
Dlatego wierzę. I tego też się zresztą trochę wstydzę.

czwartek, 23 lipca 2015

Prokrastynacja

Mam wrażenie, że jestem uzależniony od prokrastynacji. Cały internet jest. Nie powinienem się dziwić, powinienem się martwić i pracować nad sobą.
Nie zamierzam.
Mój przypadek różni się od innych, i to chyba dość znacznie. Czerpię bowiem przyjemność nie z samego faktu błogiego lenistwa w czasie gdy powinienem załatwić nawet te nieskomplikowane i krótkie obowiązki. Lubię gdy to napięcie narasta, gdy wiem, że nadchodzi termin.
Rzecz która muszę załatwić jest ważna. Może nawet zadecydować w sporym stopniu o moim życiu. Stresuję się. Wiem, że to nic trudnego i mogłem zrobić to tydzień wcześniej, mogę zrobić to nawet teraz.
Nie robię.
Oglądam sobie serial, gram w gierki. Jestem już załamany swoją postawą. Jutro jest ostatni moment.
Załatwiam wszystko.
Ulga która wtedy odczuwam jest oczywiście przyjemniejszą częścią całego cyklu. Czuję się jakby lżejszy. Jestem wolny. Mogę zająć się nawet najtrudniejszymi zadaniami. Mam spokój.
Dla wielu pierwsza część byłaby nieznośna, ale dla mnie jest dziwacznie przyjemna. Jak gorący wosk na skórze, albo zarwanie nocki.
Najwięcej w temacie i tak powie fakt, że ten wpis ukazać się miał najpóźniej w niedzielę.

Mam nadzieję, że wkrótce prokrastynacja zostanie odgórnie zakazana. W końcu jest to szkodliwe i jest to uzależniające, nie mamy więc, jako solidarne społeczeństwo, wyboru.


niedziela, 12 lipca 2015

Mocarne prawo, ale prawo.

Ludzie umierają.
Dokładniej dzieci i młodzież. Przestraszeni i zagubieni. Wpadają w sidła, z których nie mogą się wyplątać. Bo to nie sidła tylko wilczy dół, wypełniony silnym, żrącym kwasem. Zabija ich Mocarz.
To znaczy, taka jest wersja mediów, i wszystkich którzy mają możliwość mówić o tym do szerokiej publiczności. Dla mnie bowiem, i pewnie dla paru innych popaprańców, tragedie o których media uwielbiają trąbić (a taki planktonik jak ja tylko cichutko wtóruje), to tylko skutek.
Przyczyną jest absurdalnie głupie społeczne przesądy i wynikające z nich prawo. Ja sądzę, żę jedno wynika z drugiego, ale równie dobrze można to odwrócić, lub stwierdzić, że to tandem. Społeczny przesąd mówi, że narkotyki są złe, więc prawo mówi, że są one bardzo złe.
Młodym ludziom w tym dzieciom, przez to wydaje się, że bezpieczniejsze są dopalacze. Bo legalne. Nawet jeśli zawierają substancje zakazane, to nikt o tym nie wie, bo skład nie jest jawny. I umierają, bo nie do końca wiadomo jak ich leczyć.
Tymczasem to samo prawo zakazuje substancji o mniej szkodliwych, których skład jest, nawet na czarnym rynku pewniejszy (można tu wymienić wszystkie znane narkotyki, które nie zabijają od pierwszej dawki). Tylko dlatego bo tak. Jak zakażemy to przecież te wszystkie substancje znikną!
Raczej staną się większym ryzykiem kontaktu z wymiarem głupoty. Dla dzieci jednak śmierć nie istnieje, policjant, sąd - jak najbardziej.
Tymczasem jedna legalna substancja przeżera polskie rodziny. Druga w odwrocie, o zgrozo, bez prohibicji, przeżera płuca.
Oczywiście nic się nie zmieni, bo gdy pojawia się nawet temat głupiej marihuany, to wszyscy tak mocno myślą o dzieciach, że aż zaczynają umierać.

GG, WP.


niedziela, 5 lipca 2015

Oryginał


Google wie o co mi chodzi XD

XCWEJOK – unikatowe, co nie? A jednak do niczego się nie nadaje.
Na tym mógłbym zakończyć dyskusję jeśliby ktoś próbował mi wmówić, że w oryginalności samej jest jakaś wartość. Ufam, że nikt już tak nie uważa, więc na tym nie poprzestanę.
Nie jestem oryginalny. Nie odkrywam nowych literackich lądów (ani żadnych w ogóle). Jestem taki sam jak tysiące unikając fałszywej skromności. Źle mi z tym.
Unikatowość swojej osoby traktujemy jako rzecz naturalną i oczywistą. Jednocześnie udajemy, że jest to cnota. Smutna, samotna, na czarno ubrana, zafarbowana i umalowana dziewczyna będzie czerpać pocieszenie ze swojej oryginalności. Będzie dobrowolnym męczennikiem wśród nie różniących się od siebie podludzi. Lepsza bo inna.
Bzdura. Niepowtarzalność myśli, pomysłów i nas samych jest tylko złudzeniem wynikającym z ograniczeń naszej percepcji. Nie widzimy drugiego takiego jak my – zatem ktoś taki nie istnieje. Wpadamy na pomysł bez świadomości, że ktoś już na niego wpadł. Piszemy blogaska, bez przeczytania blogaska, o pisaniu blogaska w kontekście braku oryginalności. Ot, jesteśmy mali a przez to ślepi.
Jednak kiedyś ktoś jako pierwszy napisał powieść o elfach, orkach, krasnoludach w magicznym świecie. Ktoś jako pierwszy zauważył dojmującą nieoryginalność. Zatem, paradoksalnie, póki nie wymyślimy wszystkiego cały czas będziemy, jako ludzkość, mieli unikatowe pomysły. Nie potrafię tego zanegować, wtrącę jednak, że wszystko wymyślimy znacznie szybciej niż nigdy, pomijając rzeczy takie jak koniec świata. A „wciąż będą rodzić się poeci” bez możliwości wymyślenia czegoś prawdziwie nowego. Już teraz jednoczę się z nimi w bólu i beznadziei.
Dzisiaj bycie prekursorem nadal jest możliwe. I dlatego dojmujący jej brak w sobie, który odczuwam myśląc cokolwiek, jest tak uciążliwy. Chciałbym być oryginalny, ale nie widzę sposobu, bez wpychania się w groteskowość hipsterstwa, z którym sympatyzuję na tyle, że odcinam się od niego zupełnie. I wpadam w pętlę tego pragnienia bycia unikatowym, i krążę, aż wreszcie nie tworze nawet totalnej powtarzalnej nudy.
Coś z tym jednak postanowiłem zrobić. Sposób ten jest banalny (i mam nadzieję w swojej świadomej ignorancji całkiem pomysłowy) – zostać zupełnie aoryginalnym. Myśleć i nie zastanawiać się nawet nad nowatorstwem myśli, pisać i nie szukać kogoś lepszego co już to napisał. Wiele można zaczerpnąć z zupełnej pospolitości, być może nawet – oryginalność.