czwartek, 23 lipca 2015

Prokrastynacja

Mam wrażenie, że jestem uzależniony od prokrastynacji. Cały internet jest. Nie powinienem się dziwić, powinienem się martwić i pracować nad sobą.
Nie zamierzam.
Mój przypadek różni się od innych, i to chyba dość znacznie. Czerpię bowiem przyjemność nie z samego faktu błogiego lenistwa w czasie gdy powinienem załatwić nawet te nieskomplikowane i krótkie obowiązki. Lubię gdy to napięcie narasta, gdy wiem, że nadchodzi termin.
Rzecz która muszę załatwić jest ważna. Może nawet zadecydować w sporym stopniu o moim życiu. Stresuję się. Wiem, że to nic trudnego i mogłem zrobić to tydzień wcześniej, mogę zrobić to nawet teraz.
Nie robię.
Oglądam sobie serial, gram w gierki. Jestem już załamany swoją postawą. Jutro jest ostatni moment.
Załatwiam wszystko.
Ulga która wtedy odczuwam jest oczywiście przyjemniejszą częścią całego cyklu. Czuję się jakby lżejszy. Jestem wolny. Mogę zająć się nawet najtrudniejszymi zadaniami. Mam spokój.
Dla wielu pierwsza część byłaby nieznośna, ale dla mnie jest dziwacznie przyjemna. Jak gorący wosk na skórze, albo zarwanie nocki.
Najwięcej w temacie i tak powie fakt, że ten wpis ukazać się miał najpóźniej w niedzielę.

Mam nadzieję, że wkrótce prokrastynacja zostanie odgórnie zakazana. W końcu jest to szkodliwe i jest to uzależniające, nie mamy więc, jako solidarne społeczeństwo, wyboru.


niedziela, 12 lipca 2015

Mocarne prawo, ale prawo.

Ludzie umierają.
Dokładniej dzieci i młodzież. Przestraszeni i zagubieni. Wpadają w sidła, z których nie mogą się wyplątać. Bo to nie sidła tylko wilczy dół, wypełniony silnym, żrącym kwasem. Zabija ich Mocarz.
To znaczy, taka jest wersja mediów, i wszystkich którzy mają możliwość mówić o tym do szerokiej publiczności. Dla mnie bowiem, i pewnie dla paru innych popaprańców, tragedie o których media uwielbiają trąbić (a taki planktonik jak ja tylko cichutko wtóruje), to tylko skutek.
Przyczyną jest absurdalnie głupie społeczne przesądy i wynikające z nich prawo. Ja sądzę, żę jedno wynika z drugiego, ale równie dobrze można to odwrócić, lub stwierdzić, że to tandem. Społeczny przesąd mówi, że narkotyki są złe, więc prawo mówi, że są one bardzo złe.
Młodym ludziom w tym dzieciom, przez to wydaje się, że bezpieczniejsze są dopalacze. Bo legalne. Nawet jeśli zawierają substancje zakazane, to nikt o tym nie wie, bo skład nie jest jawny. I umierają, bo nie do końca wiadomo jak ich leczyć.
Tymczasem to samo prawo zakazuje substancji o mniej szkodliwych, których skład jest, nawet na czarnym rynku pewniejszy (można tu wymienić wszystkie znane narkotyki, które nie zabijają od pierwszej dawki). Tylko dlatego bo tak. Jak zakażemy to przecież te wszystkie substancje znikną!
Raczej staną się większym ryzykiem kontaktu z wymiarem głupoty. Dla dzieci jednak śmierć nie istnieje, policjant, sąd - jak najbardziej.
Tymczasem jedna legalna substancja przeżera polskie rodziny. Druga w odwrocie, o zgrozo, bez prohibicji, przeżera płuca.
Oczywiście nic się nie zmieni, bo gdy pojawia się nawet temat głupiej marihuany, to wszyscy tak mocno myślą o dzieciach, że aż zaczynają umierać.

GG, WP.


niedziela, 5 lipca 2015

Oryginał


Google wie o co mi chodzi XD

XCWEJOK – unikatowe, co nie? A jednak do niczego się nie nadaje.
Na tym mógłbym zakończyć dyskusję jeśliby ktoś próbował mi wmówić, że w oryginalności samej jest jakaś wartość. Ufam, że nikt już tak nie uważa, więc na tym nie poprzestanę.
Nie jestem oryginalny. Nie odkrywam nowych literackich lądów (ani żadnych w ogóle). Jestem taki sam jak tysiące unikając fałszywej skromności. Źle mi z tym.
Unikatowość swojej osoby traktujemy jako rzecz naturalną i oczywistą. Jednocześnie udajemy, że jest to cnota. Smutna, samotna, na czarno ubrana, zafarbowana i umalowana dziewczyna będzie czerpać pocieszenie ze swojej oryginalności. Będzie dobrowolnym męczennikiem wśród nie różniących się od siebie podludzi. Lepsza bo inna.
Bzdura. Niepowtarzalność myśli, pomysłów i nas samych jest tylko złudzeniem wynikającym z ograniczeń naszej percepcji. Nie widzimy drugiego takiego jak my – zatem ktoś taki nie istnieje. Wpadamy na pomysł bez świadomości, że ktoś już na niego wpadł. Piszemy blogaska, bez przeczytania blogaska, o pisaniu blogaska w kontekście braku oryginalności. Ot, jesteśmy mali a przez to ślepi.
Jednak kiedyś ktoś jako pierwszy napisał powieść o elfach, orkach, krasnoludach w magicznym świecie. Ktoś jako pierwszy zauważył dojmującą nieoryginalność. Zatem, paradoksalnie, póki nie wymyślimy wszystkiego cały czas będziemy, jako ludzkość, mieli unikatowe pomysły. Nie potrafię tego zanegować, wtrącę jednak, że wszystko wymyślimy znacznie szybciej niż nigdy, pomijając rzeczy takie jak koniec świata. A „wciąż będą rodzić się poeci” bez możliwości wymyślenia czegoś prawdziwie nowego. Już teraz jednoczę się z nimi w bólu i beznadziei.
Dzisiaj bycie prekursorem nadal jest możliwe. I dlatego dojmujący jej brak w sobie, który odczuwam myśląc cokolwiek, jest tak uciążliwy. Chciałbym być oryginalny, ale nie widzę sposobu, bez wpychania się w groteskowość hipsterstwa, z którym sympatyzuję na tyle, że odcinam się od niego zupełnie. I wpadam w pętlę tego pragnienia bycia unikatowym, i krążę, aż wreszcie nie tworze nawet totalnej powtarzalnej nudy.
Coś z tym jednak postanowiłem zrobić. Sposób ten jest banalny (i mam nadzieję w swojej świadomej ignorancji całkiem pomysłowy) – zostać zupełnie aoryginalnym. Myśleć i nie zastanawiać się nawet nad nowatorstwem myśli, pisać i nie szukać kogoś lepszego co już to napisał. Wiele można zaczerpnąć z zupełnej pospolitości, być może nawet – oryginalność.